Plan był taki by pojechać w Bieszczady gdy zaczną zmieniać kolory. Ale jesienne prawdopodobieństwo kiepskiej pogody skłoniło mnie i Anię do przyspieszenia wizytacji Bieszczadów, a kolory jesieni pooglądamy na roztoczu, to w końcu dystans na spontaniczny wypad.
Wyjechałem o 9 z niezbędnikami w sakwach, w t-shircie z saturnem na klacie i IZHMOTO na plecach. Reszta majdanu ruszyła później samochodem.
Ruszyłem drogą 835 prosto do Kańczugi, a stamtąd do Birczy, ale coś przegapiłem i wylądowałem koło Przemyśla. Zdecydowałem się jechać 28-ką na Sanok żeby przejechać pierwszy zestaw zakrętów. Koło Przemyśla zatankowałem i jazda, ale Iż stracił animusz i momentami czułem zapach benzyny. Zatrzymałem się, patrzę i widzę jak silnik zalewa paliwo, pomyślałem, że pękł wężyk. Ale nie, poluzowała się śruba mocująca komorę pływakową, zdążyło wylać się pół baku paliwa. Dokręciłem śrubę, ale stawiała tylko "miękki" opór, więc na pozostałe 100 km miałe dodatkowe zajęcie, pilnowanie czy znowu nie puściła. W Birczy, za podpowiedzią spotkanego tubylca-motocyklisty zmieniłem plan i pojechałem drogą na lotnisko Arłamów, 30 km drogi i 3 metrowej asfaltowej ścieżki.
A na wysokim horyzoncie majaczące dach Arłamowa.
Dojechałem do Jureczkowa, dalej Krościenko i wielką pętlą na nocleg do Stuposian, gdzie dotarłem o 16.30. Ostatnie kilometry zrobiłem w deszczu, dlatego jeszcze tego dnia do worka bieszczadzkiego pojechaliśmy samochodem. Warto, 20 km ładnej krętej drogi.
Dzień drugi zacząłem o 6-tej od ogarnięcia gaźnika, uznałem, że śruba za mało się wkręca i w dodatku jest "miękka" przy dokręcaniu, aluminiowa, więc sprawę rozwiązałem bez finezji, bezwzględnie. Zrezygnowałem z górnej uszczelki, a gwint posmarowałem poxiliną. Sprawdziło się. Brak uszczelki podniósł poziom paliwa i Iż zaczął czterotaktwać.
Dziś już jazda we dwoje, kierunek Cisna, po drodze zbaczamy na...
chwilę tam zabawiliśmy i powrót na drogę, przez Cisną do Majdanu, gdzie skręcamy i przez Liszną jedziemy, aż nam sie Polska skończyła
na Przełęczy nad Roztokami.
Wracamy do Majdanu, a tam wąski tor
Jak są tory to i pociągi. Wsiadamy na 2 godziny do Bieszczadzkiej kolejki leśnej.
Stąd do Baligrodu, a po drodze to co lubię, czyli "przechodzone" sprzęty żelazne
I proszę bez niestosownych pytań o który sprzęt mi chodzi
Kilku obiektów nie uwieczniłem, teraz żałuję. U nas już nie pracują i zostały uprzątnięte.
Z Baligrodu do Wołkowyji z co nieco podeschniętym zalewem...
Iż przygląda się temu z troską
Teraz Polańczyk, rekonesans uzdrowiska. Rozczarowanie Ani tym, że plaża to kamyki i "glina".
Jedziemy do Soliny, po drodze przy podjeździe ślizga się sprzęgło. Solina przy zaporze, Pan parkingowy twierdzi, że jeździł kiedyś Iżem w koszu. Parkujemy za free. Dzięki. Przechodzimy zaporę w poszukiwaniu piachu na plaży. Rzeczywiście kiedyś był, ale już nie ma. Sprawę osładza kolejka linowa, to plan na jutro. Zbliża się 19-ta, a nie mam ochoty na jazdę po ciemku.
Na wszelki wypadek wykręcam delikatnie śrubę regulacji sprzęgła. Lecimy, dłuższą trasą przez Uherce . W Lutowiskach zajeżdzamy do jedynego w promieniu wielu km sklepu i jemy kolację w sąsiedniej restauracji. Polecam. Ostatnie 10 km jadę po ciemku.
Ooo... zbliża się fajrant, będę kończył. Zostały jeszcze dwa dni w Bieszczadach, jeżeli nie będzie protestów, opowiem.
W Kańczudze musiałeś skręcić w lewo na Pruchnik zamiast pojechać prosto na Dynów. Ale jak już byłeś w Pruchniku - to miasteczko znane z drewnianych domów w ryneczku i ... kontrowersyjnego katowania przez dzieci "kukły Judasza" (dla ciekawych - do zobaczenia w Wielki Piątek link). No i jeszcze niezła wieża widokowa tam jest. Mogłeś ratować sytuację i jeszcze stamtąd odbić na Dubiecko albo Babice (wspaniałe widoki).
A jak już pod Przemyśl od tej strony dotarłeś to zamek w Krasiczynie był pewnie po drodze (polecam choćby spacer po parku i zamkowym dziedzińcu).
Arłamów jak dla mnie przereklamowany (powiem herezję - nie słuchaj do końca miejscowych bo ich zachwyca co innego niż ciebie, bardziej luksusy a nie ruiny i zardzewiałe żelastwo).
Jak okolice Czarnej i Lutowisk to znajdujący się pomiędzy nimi przydrożny punkt widokowy obowiązkowo. No i stanąć na 0% piwko w Przystani Motocyklowej.
Fotki jakby nie bieszczadzkie (tylko na jednaj jakieś konkretne góry widać). Czuć, że skupiasz się na detalu raczej Zaprawdę takie "przechodzone" sprzęty to tylko tam jeszcze uświadczysz.
Solina to kicz i zdzierstwo jak nad polskim morzem nie przymierzając. Pewnie dla uczestników wszelkich kolonii z resztkami kieszonkowego to raj. Ale jak już się jedzie z daleka to jednak zaliczyć trzeba! Zapora i statek to jazda obowiązkowa. Kolejki linowej jeszcze nie widziałem. Pewnie tłumy walą? Co ciekawe reklamują ten kilkuminutowy przejazd wagonikiem jako idealny czas i miejsce do ... romantycznych zaręczyn. Co do plażowania to dawno już tego tam nie robiłem. Może dzisiaj jest lepiej: https://nowiny24.pl/susza-odslonila-smierdzaca-prawde-o-solinie/ar/6135037
W Uhercach drezyny (polecam) i browar (jak kto lubi).
Jak lubisz serpentyny to tylko droga przez Góry Słonne (ja nie lubię ). Dla mnie najbardziej klimatyczna droga to ta przez brody na Osławie (Duszatyn-Smolnik) albo (coraz mniej) hardcorowa droga Dołżyca-Bukiwiec.
Opowiadaj dalej ... Koniecznie!
P.S.: Po ciemku po górach nie szalej, ... bo chcemy przecież jeszcze kolejnych wycieczek i sprawozdań.
_________________ Iż Planeta '63 oraz NSU 351 OSL '38, M-72 '60, Junak M10 '64, H-D FLHRC '09, ...
www.nsu-riders.pl
Dzień trzeci, kierunek Solina. Jedziemy do Czarnej Górnej, tam w prawo na małą pętlę do Bukowca. Jako że Anię najbardziej irytuje zsiadanie-wsiadanie... i zdejmowanie kasku, kontemplujemy widoki podczas nieśpiesznej jazdy 50kmh, z małym wyjątkiem
W Solinie parkujemy na "zaprzyjaźnionym" wczoraj parkingu, znowu gratis, miło. Jedziemy/lecimy kolejką linową na drugą stronę zapory, widokową . tam jeszcze dokładamy pare metrów na wieżę. Jest pora lunchowa więc wchodzimy do restauracji, pusto. Bierzemy menu. Do tej pory nasze posiłki oscylowały wokół 100zł, a tu wychodziło lekko 200. Rezygnujemy. Schodzimy do zapory, tam już jest rozsądniej cenowo. Kręcimy się po "solińskich krupówkach". Ania stwierdza, że bardziej podoba jej się w Polańczyku, więc spacerkiem prze zaporę i jazda. W Polańczyku Piękniejsza połowa zostaje by oddać się swojemu ulubionemu "grilowaniu" na plaży, a ja jadę.
Ruszam w kierunku Leska, w Berezce skręcam w prawo z takimi widokami
i koło takich chatek
dojeżdżam do końca drogi publicznej, a tam niespodzianka, bo Lasy państwowe udostępniły dwie drogi leśne wszystkim .Więc naprzód asfaltem, potem szutrem w końcu grubym tłuczniem do Baligrodu - 5km.
koło nieodzownych wyrębów
docieram do Baligrodu, objeżdżam rynek z taką pamiątką
Mimo wszechobecnego w Bieszczadach żelastwa czołg nie pasuje mi do tych krajobrazów.
Wracam na ta samą drogę, a tam wzdłuż czeka na mnie czarna krecha naznaczona olejem. Jade i obserwuję ślad oleju zastanawiając się czy może być moim dziełem. Dochodzę do wniosku, że nie ponieważ krecha jest prosta jak strzała, a ja zjeżdżając kluczyłem wybierają najrówniejszą drogę. Mino to na końcu leśnej drogi sprawdzam poziom oleju - jest ok i przedewszyskim jest świeży, jasny.
Teraz kolej na drugą z udostępnionych dróg
początkowy tłuczeń zamienia się w kręty asfalt
dalej przejeżdża przez kilka brodów, niestety lub stety, suchych.
W Górzance nawrotka i tym samym szlakiem do Polańczyka. Zabieram Żonę i jedziemy do Wołkowji na obiadokolację w restauracji z tarasem nad drogą 894, którą w kierunku Soliny ciągnie sznur samochodów obficie okraszony motocyklami, solo i grupami. Dotąd motocykle spotykałem sporadycznie, a wspomniana przez Spikera w poście powyżej, przystań motocyklowa, którą mijałem kilka razy świeciła pustkami. Już późna popołudnie ruszamy do Stupasin. Kilka kilometrów przed Czarną drogowskaz Lutowiska 9, skręcamy. Początkowy asfalt zamienia się w nędzne jego resztki, zaoszczędziliśmy kilka kilometrów, ale w zamian w tempie 20kmh nadłożyliśmy kupę czasu i ponownie z Lutowisk na nocleg jechaliśmy po ciemku.
cdn...
a wspomniana przez Spikera w poście powyżej, przystań motocyklowa, którą mijałem kilka razy świeciła pustkami
Nie wnikałem w powody, ale chyba w tym roku Bieszczadzka Przystań Motocyklowa została przeniesiona z Czarnej do okolic Dołżycy obok Cisnej. Niby jest przy głównej trasie Pętli ale w oczy się nie rzuca.
_________________ dwuzaworowy GS i filigranowa SR500
a wspomniana przez Spikera w poście powyżej, przystań motocyklowa, którą mijałem kilka razy świeciła pustkami
Nie wnikałem w powody, ale chyba w tym roku Bieszczadzka Przystań Motocyklowa została przeniesiona z Czarnej do okolic Dołżycy obok Cisnej. Niby jest przy głównej trasie Pętli ale w oczy się nie rzuca.
Myślę, że to o czym wspomniał Spiker i co ja mijałem zowie się Bieszczadzką strefą motocyklową między Czarną a Parkiem gwieździstego nieba na 896.
cd...
Dzień czwarty, sobota, dzień powrotu. Pakujemy się i wyjeżdżamy koło 8-mej. Ania jedzie "poskwierczeć" sobie w Polańczyku, ja zostaję w worku dokończyć kilka spraw
Najpierw tankowanie powtórzenie wycieczki z pierwszego dnia, ale już na dwóch kołach. Muczne, Tarnawa do końca drogi w Bukowcu. Ostatnie 3km ponownie po grubym tłuczniu uciekającym spod kół i weekendowy spory ruch na drodze.
Następnie przez Dwerniczek, Chmiel do Zatwarnicy do stacji BPN.
W drodze powrotnej zaglądam w kilka bocznych dróg gdzie znajduję np. nieczynne retorty
Miejmy nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł by za ich pomocą uzupełnić braki rosyjskiego węgla
tu natomiast zniechęcili mnie strasząc niedźwiedziami, a gdyby to nie pomogło dołożyli zakaz ruchu
A tak w ogóle to zakaz ruch rządzi w Bieszczadach.
A tu San nieśmiało wygląda spośród kamieni
niestety i inne bieszczadzkie rzeki też są nieśmiałe
Dalej przez Lutowiska, gdzie zaglądam na stary kirkut, który wygląda trochę jak celtycki megalit
jadę do Polańczyka sprawdzić czy Żona zbyt mi się nie wysmażyła. Przy parkowaniu w miejscu, które już wcześniej upatrzyłem pęka linka hamulce, to nieprzyjemne uczucie gdy pojazd przestaje zwalniać. Poszedłem do Ani, średnio wysmażona, posiedzieliśmy na plaży, gorąc straszny, podejrzewam, że w promieniu kilku kilometrów byłem jedynym osobnikiem w długich dżinsach. Zjedliśmy obiad, blisko 14-sta, na mnie pora, Wymieniam linkę i ruszam w kierunku Leska, w Załużu w prawo skrótem do serpentyn , Stanowczo jazda winklami pod górę jest przyjemniejsza bo odpada troska o hamulce. Żeby nie było za dobrze to trafia się trochę wolno jadący autobus, kończą się serpentyny znika autobus.
Kilka kilometrów przed Bircza na drodze pojawia się kondukt pogrzebowy, wąsko, kręto, podwójna ciągła, 30 kmh. Kondukt zjeżdża z drogi przed Birczą, a ja w Birczy skręcam na Dynów, po kilku kilometrach deja vu, ten sam kondukt!!! ale teraz szybko zjeżdza na cmentarz. Droga Stara Bircza-Dynów to piękne pożegnanie z Bieszczadami.
W Dynowie znajduję swoją nić Ariadny, drogę 835, nuda, jedyne urozmaicenie to ruch wahadłowy. I już tradycyjnie ostatnie kilometry jadę po ciemku.
Nie wnikałem w powody, ale chyba w tym roku Bieszczadzka Przystań Motocyklowa została przeniesiona z Czarnej do okolic Dołżycy obok Cisnej.
Dzięki za sprostowanie kylo! Nową lokalizację widziałem, ale odbierałem ją jako dodatkową, a okazuje się, że to jednak przenosiny. Jeszcze rok-dwa lata temu byłem w Czarnej, lecz później miałem przesyt tych okolic i eksplorowałem inne strony. Jak widać jest sens w powracaniu na utarte szlaki, bo można zaobserwować zachodzące zmiany .
Jancur napisał/a:
Dzień trzeci, kierunek Solina.
Dzięki za dokończenie opowieści Jancur. Każde takie sprawozdanie z udanej wyprawy wzmaga apetyt u innych. Dojechałeś tymi szutrówkami tam, gdzie ja na kołach nigdy nie dotarłem. Ucz mnie Mistrzu!
_________________ Iż Planeta '63 oraz NSU 351 OSL '38, M-72 '60, Junak M10 '64, H-D FLHRC '09, ...
www.nsu-riders.pl
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach