Wysłany: Nie 04 Maj, 2014 Trasa Pana Michała cz. 15 - Praha-Kbely, Sudety i Izery
Ile to lat już tak się z Fragiem wybieraliśmy za południową granicę? Nikt nie pamięta. Wielu już się podśmiewało, wielu położyło krzyżyk na te nasze plany. Ale w końcu króliczek został dogoniony.
Ruszyliśmy wreszcie we środę 30 kwietnia po południu. Spotkawszy się na cepeenie w Namysłowie pojechaliśmy w góry szukać noclegu, który Frag znalazł w Woliborzu.
W słoneczny poranek następnego dnia wyjechaliśmy do celu po drodze mijając klasyczne tła fotograficzne.
Na symbolicznej granicy państwa pozostało tylko dotankować, wymienić złotówki na koruny, ustalić trasę...
przykleić mapę do baku...
... i w drogę!
Jednakowe mamy zdanie o czeskich oznakowaniach dróg. Niby jedziesz prostą trasą, numer drogi się zmienia a drogowskazy kierują nie wiadomo gdzie. Czasem trzeba było więc stanąć, usiąść i spojrzeć w mapę.
Ruch na drogach był znikomy - w końcu to 1 kvetna. Mijaliśmy multum motocyklistów na weteranach, głównie na Jawach.
Bez zbędnych przeciwności udało się nam dotrzeć do celu, czyli Muzeum Lotnictwa przy lotnisku Praha-Kbely:
Junaki zostały na parkingu...
...pod opieką Ryśka Riedla:
A my poszliśmy zwiedzać. Zbiory są konkretne:
Palić nie wolno!
Polskie akcenty były:
Motocykle też stały
No i oczywiście czeskie Messerschmitty, czyli Avie:
Czechosłowacki kosmonauta i jego statek
Na koniec pan kierownik przebrał się za pilota:
Kombinezon pasował też na mnie:
W czasie, gdy zwiedzaliśmy muzeum dwa razy przeszła burza, pokropiło i polało.
W zasadzie osiągnęliśmy cel wyprawy, ale z drugiej strony stare przysłowie pszczół mówi: Być w Wąchocku i sołtysa nie zobaczyć? Zatem wsiedliśmy na Junaki i pojechaliśmy nad Wełtawę.
Na szczęście zakaz wjazdu nie dotyczył Iżów:
Pisownia węgierska, chyba czeska jest taka sama?
Długo tam nie zabawiliśmy, bo i po co - motocykle są do jeżdżenia a nie do parkowania.
W Mladej Boleslavi kierując się słynnymi czeskimi drogowskazami trafiliśmy na autostradę zamiast na drogę lokalną.
Od Turnova jechaliśmy na Harrachov. Prawie zgubiłem aparat przyczepiony do linek.
Gdzieś o zachodzie słońca ucałowaliśmy Ziemię Polską.
W Jakuszycach okazało się, że z powodu długiego weekendu nigdzie nie ma miejsc noclegowych. Na szczęście uczynny właściciel motelu załatwił nam nocleg w schronisku Orle w Górach Izerskich.
Rano okazało się, że pogoda nie rozpieszcza, jak dotychczas.
Wielkie plany na piątek musiały zostać okrojone. Zresztą przez gęstą mgłę i tak nie było widać gór.
Krótki postój w Chełmsku Śląskim
Przerwa na pstrąga z pieca.
Nieopatrznie zapytaliśmy się personelu o temperaturę na zewnątrz - podobno było 6 stopni. Od razu zrobiło się nam zimno!
I to właściwie był koniec wycieczki. W Strzelinie każdy rozjechał się we własną stronę.
Ja zajrzałem po drodze do jeszcze jednej stolicy europejskiej
Zastanawia mnie, jak to się jedzie motocyklem "miłych ludzi" za żółwiem... tzn. żółwikiem. Różnice w mocy i prędkości max nie czynią dyskomfortu?
Jechaliśmy w przedziale 70-80 km/h, czyli z typową iżową prędkością. Bardzo przyjemnie jedzie się wtedy Hondą - 3000 obrotów na minutę, V2 mięciutko mruczy. Dodatkowo spalanie miałem wtedy na poziomie 3,3 litra na 100 km a Frag niecałe 4l/100 km.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach