Ten wyjazd chodził mi po głowie jeszcze w okresie kiedy nie miałem Iża, ale jakoś nie było czasu aby go zrealizować. Tym razem nadarzyły się dwie okazje, pierwsza to zamieszanie w pracy po którym wyskoczyła wolna dniówka, a druga to zbliżająca się 20-ta rocznica pewnych wydarzeń mających miejsce na granicy Województw Opolskiego i Śląskiego.
A zaczęło się w tej miejscowości...
...na tym szlaku kolejowym łączącym Kędzierzyn-Koźle z Raciborzem...
...od zblokowanych hamulców pociągu rozpoczął się jeden z największych pożarów obszarów leśnych w powojennej Europie.
Nie do wszystkich miejsc można było dojechać. Jakiś kilometr od wioski pozostawiłem motocykl i wybrałem się w głąb lasu.
Po przejściu pewnego dystansu dotarłem do tego miejsca.
Do dzisiejszych czasów można znaleźć pozostałości po pożarze:
opalone drzewa,
odcinki (węże strażackie),
...i nie tylko, jednak dużo czasu musi upłynąć aby się nauczyć...
Nie znam się na gospodarce leśnej, ale z mojego punktu widzenia obszar został dobrze zabezpieczony przeciwpożarowo: tablice informujące położenie sektorów, pasy p.poż, lotnisko, wieże obserwacyjne, co jakiś czas krążący samolot nad głową.
Z Solarni przejeżdżając przez Kuźnię Raciborską udałem się do Rud Raciborskich. Tutaj można zwiedzić:
Kolejnym moim punktem na mapie były Goszyce (Nadleśnictwo Rudzieniec)...
...a dokładnie "Magdalenka". Jest to kaplica położona dwa kilometry od zabudowań w lesie, jakimś dziwnym trafem ocalona od ognia. Jakoś dziwnie się tam czułem, drewniana kapliczka okrążona starymi dębami, a dookoła młody lasek.
Z "Magdalenki" udałem się do Starej Kuźni, po drodze wjechałem do Kotlarni, aby ten teren zbadać trzeba by było poświęcić z połowę dnia. Myślę, że będzie jeszcze na to okazja.
A to już Stara Kuźnia i Nadleśnictwo Kędzierzyn
Z tej oto tablicy można się dowiedzieć w jaki sposób lokalizowany jest pożar.
Mieszkam w linii prostej od tych terenów około 40 km, wypadało by wspomnieć, iż 20 lat temu w dwie noce było widać łunę ognia, a nazajutrz można było zobaczyć na podwórku spalone igły sosny przyniesione przez wiatr.
Na tej miejscowości zakończyła się moja "dniówka" i udałem się do domu, choć w planach miałem jeszcze gdzieś podjechać, ale niestety straciłem poczucie czasu. Przypuszczam, że nie raz z paru powodów będę wracał do tych terenów.
Podsumowując moją wyprawę to przejechałem 170 km z jedną awarią, pękła sprężyna zapadek zmiany biegów, na szczęście była ręczna wajcha. Jak się później okazało, po wypiciu herbaty w domu, znalazłem drugą usterkę. Wcięło mi na liczniku równy tysiąc km.
Kawał lasu spłonęło, coś tam kiedyś o tym się słyszało...ale dziś już o tych wydarzeniach nic w mojej pamięci nie zostało. Przyjemnie jest czytać takie opisy wędrówek, czytać i nabierać apetytu na znalezienie sobie celu podróży.
No i przydała się "awaryjna" wajcha od zmiany biegów!
Pozdrawiam!
Oj, spłonęło spłonęło. Rozmawiałem z leśniczym w Starej Kuźni, powiedział, że musi upłynąć około 150 lat aby zatarły się ślady po tych wydarzeniach. Ponadto wspominał samą akcję gaśniczą, jak ogień przeszedł im nad głowami przez trasę gliwicką (Sośnicowice - Kędzierzyn).
jarcco napisał/a:
...nabierać apetytu na znalezienie sobie celu podróży.
Mieszkam na obrzeżach aglomeracji Śląskiej, na co dzień pracuję w mieście, więc uciekam w takie tereny trochę odpocząć. Co do samego celu podróży to gdzieś tam w głowie to "leżało" aby tam pojechać, a nie tylko słuchać opowiadań kolegów, którzy tam byli 20 lat temu.
jarcco napisał/a:
...No i przydała się "awaryjna" wajcha od zmiany biegów!...
No! Na początku nie wiedziałem co się stało, do góry wszystkie biegi wchodzą, a o zredukowaniu nie ma mowy. Przypuszczałem, że coś z aparatem zmiany biegów. Jak w domu rozebrałem to się okazało, że sprężynka była pęknięta przy jednej z zapadek.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach