Jednak więcej osób czyta Twoją relację Bardzo ciekawa relacja. Szacun za odwagę! Żadnego Iża po drodze nie spotkałeś? Miłe te polskie akcenty TKF i PZL P24!
_________________ Iż 56 - 1959 r., WFM M06 - 1956 r.
Pomimo, że jechałem przez kraje poradzieckie, to motocykli socjalistycznych było 0,000%, fury się zdarzały oczywiście, nawet gdzieś mi mignęła w garażu Wołga GAZ 22. A w Turcji widziałem Skodę Faworytkę! Na Bałkanach Maluchy to też nie tabu, czasem jakiś Kaszlący gnije w krzakach dla dekoracji. Ale tam poza tym, nie ma czego zazdrościć. Tylko siadać i jechać. Myślę, że np maj, albo wrzesień jest optymalny termicznie na Turcję. Przy czym na pierwszy raz polecałbym opcję tańszą, a nie koniecznie gorszą. Tzn, objechać Turcję, szczególnie wschód i wrócić. Wrażeń i kilometrów , orientalnego klimatu i zwariowanych kierowców będzie po sufit, koszty niskie, camping ok 20-50 zł, benzyna za ok 5 zł. Nie potrzeba jak do Iranu płacić za wizę, ani OC itp itd. Chyba, że ktoś dalej będzie nienasycony, to niech rok później strzeli Iran.
To ja się pytam jakie . No nie wiem, na przykład stado wielbłądów na środku drogi. Takie pikantne szczegóły wzbogacają opowieść. To, że d... bolała to już wiemy.
W sumie wielbłądów nie widziałem, ale np a Armenii i Gruzji, stada krów chodzące wszędzie np po centrum wsi były normą. Ale ponieważ w Iranie przepisy nikogo nie obowiązują, to jechałem trasą dwupasmową, z prędkością jak wszyscy i w pewnym momencie widzę gościa który przechodzi w lewej strony. Pomyślałem, że ja nie chcę zabić człowieka, ale facet widać miał wprawę, się nie zawadziłem go. A gdzie ja napisałem, że d,,, bolała? Raczej było ogólne przemęczenie organizmu.
(OK. To już wiemy, że plecy w dolnym odcinku jednak nie bolały - to też jakaś informacja, aczkolwiek zaskakująca.)
Kolejne pytanie z sali: "Panie Szymonie, wspomniał Pan o sporym zmęczeniu, ale czy jakaś konkretna część ciała odczuła to najbardziej? Co z pana perspektywy najbardziej dokucza podczas tak długiej podróży na motocyklu? ... Aha, no i dlaczego nie Iżem? Dziękuję.".
Żadna konkretna część nie dokuczała. Iże nie są awaryjne, więc nie gwarantuje to przygód technicznych, poznawania pomocnych ludzi i wymyślania humanistycznych napraw w garażu, które o dziwo działają.
Suchy, nie marudź, że byś zanudzał opowieściami , tylko opisz w szerszej perspektywie wyjazd. Ja jako lebieda w takich wyprawach z chęcią poczytam czy posłucham niuanse rożnorakie. Zawsze z zapałem czytam o takich wyprawach, o których nawet nie myślałem jeszcze .
_________________ XJR 1300SP 01, WSK Z 59,....IŻ 49 56'... Jawa 640 97'....
Kończę zadawanie jakichkolwiek pytań po tak zdawkowych i niechętnych odpowiedziach. To nie ma sensu. Nie chcesz nie opowiadaj. Pewnie chodziło tylko o te ochy, achy i błagania łechcące ego.
Ło jej, to mam pisać od nowa, czy poprawiać to co jest? ?Jak wygląda załatwianie, spraw, no to w zależności od kraju. Różne języki obowiązują. Np jak pisałem, to w Bułgarii ludzie mówią głównie po rosyjsku, więc nie miałem problemu najczęściej. W Turcji część osób coś tam męczy po angielsku, ,,Kali kochać, Kali kupić". Ale też różnie. Dlatego kupienie różnych rzeczy to była droga przez mękę, np znalezienie apteki. W Iranie z angielskim jeszcze gorzej, jak ktoś coś tam duka, to raczej młodzi. Np próbowałem w sklepie motoryzacyjnym kupić smar do łańcucha, ale po pół godziny pocenia się w moto ciuchach i bliski załamania nerwowego odpuściłem i łańcuch smarowałem olejem. Gdy byłem na granicy Irańsko Armeńskiej, to myślałem, że mi się coś stanie, chciałem znaleść terminal, ale nikt nie mówił po angielsku. I tak mi tam zeszło z pół do godziny dnia, na jeżdżeniu w kółko i pytaniu się różnych ludzi czy umieją po angielsku. Ja po persku tylko kilka zdań, np: Farsi balad nistam, czyli - Nie mówię po persku. Ale na następny wyjazd do Iranu, chyba perski bardziej podszlifuję. To wszytko nasuwa wniosek, że wszystkie nietypowe rzeczy trzeba mieć ze sobą, bo dogadanie się, żeby kupić, marnuje dużą cześć dnia. Dlatego też na bramce do Armenii, z radością i uśmiechem, usłyszałem język rosyjski, bo poczułem, że teraz się dogadam. No i w Armenii znowu mogłem płacić kartą! Koło przejścia granicznego w Armenii, w sklepie wymieniałem plik banknotów irańskich, a wyglądało to tak. Pani rozmawiała z jakimś chłopem przez telefon ws tej wymiany i ogromnie się kłóciła, liczyła te dziengi, których wartość na PL to było ok kilkadziesiąt zł. Zeszło jej z tym liczeniem 15 minut. Ale w końcu wymieniłem. Wrażenia w Europie nie do powtórzenia. W Gruzji raczej angielski, bo Rosji nie lubią. Przy czym, gdy czekałem na prom w Batumi, w mojej wielkiej dezinformacji, żero oznaczeń, zero informacji co jak, gdzie i kiedy, to tylko jeden młody gostek jakoś tam rozmawiał po angielsku. Reszta mundurowych zero. Za to w końcu Polsce jak byłem w sklepie to powiedziałem sprzedającemu, że to dla mnie dziwnie brzmi jak ktoś w sklepie mówi po polsku.
Jak załatwiałeś formalności, przygotowania motocykli a potem dzień po dniu..
Nie śpiesz się, pisz spokojnie dużo i wszyscy będę szczęśliwi mogąc coś więcej przeczytać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach