Jutro zaczyna się weekend, wieczorem coś naskrobię.
To jeszcze ja – Jarząbek Wacław, bo w zeszłym tygodniu nie mówiłem, bo byłem chory. Mam zwolnienie. Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu. Niech żyje nam!
Przypomnę - opuściliśmy Finlandię i lecimy wdłuż szwedzkiego wybrzeża Zatoki Botnickiej. Pogoda jest dziś łaskawa - nie pada, trzeba to odnotować!
Kiedy mijaliśmy Kalix, przypomniałem sobie o pewnej żółtej boi, o której kiedyś czytałem. Postanowiliśmy ją odnaleźć. Udało się bez błądzenia, choć zjazd z głównej drogi wybraliśmy trochę "na czuja".
Tak wygląda północny koniec Bałtyku. Dokładnie rzecz ujmując, Bałtyk kończy się w małej zatoczce w okolicach Töre. Opłynąć tej boi się nam nie udało (tak nakazuje żeglarski konwenans) ale i tak czujemy się zdobywcami.
Od teraz przestajemy odjeżdżać - zaczyna się powrót. Według mapy mamy już "z górki" - do Świnoujścia coraz bliżej.
Na moment przystanęliśmy przy pobliskim campingu. Stacjonuje na nim HMS Spiggen 2 - miniaturowa łódź podwodna, wycofana ze służby w 2013 roku. Był to jedyny obiekt wojskowy, jaki widzieliśmy podczas całego pobytu w Szwecji. Poza tym żadnych militariów, ruin, umocnień, śladów walki i męczeństwa. Jak ja im zazdroszczę!
Co było dalej - wiadomo. Mozolnie przebijaliśmy się przez prawie 2000km szwedzkiego wybrzeża. Przybywało kilometrów, ubywało kawy i gazu w kuchenkach.
Pierwszą noc na szwedzkiej ziemi spędziliśmy w uroczej zatoczce niedaleko małej miejscowości Sikeå.
Prowincjonalna Szwecja bardzo mi pasuje. Proporcje natura/cywilizacja idealnie trafiają w moje oczekiwania. Dobrze by mi tam chyba było...
Szacunek dla tradycji i natury widać na każdym kroku, także na przystanku autobusowym.
Niby camping a bardzo dyskretnie. Nie spotkaliśmy praktycznie nikogo oprócz mieszkańców jednego z tych małych domków, których poprosiłem o podładowanie telefonu.
Jesteśmy wysoko, przed nami kolejna biała noc. Bałtyk dziś wygląda magicznie.
Każdego wieczora poznajemy inne jego oblicze.
Pomimo tego, że trasa prowadziła wzdłuż linii brzegowej, praktycznie nie ma płaskich odcinków. Wspinamy się na ponad 100m n.p.m. by po chwili zjeżdżać prawie na poziom 0. I tak cały czas.
W Szwecji trochę nas zmoczyło.
Wróć! Jeszcze raz:
Wcześniej też sporo padało ale dopiero w Szwecji naprawdę poczuliśmy, co to znaczy przemoknąć na wskroś. Na trasie szybkiego ruchu (pod wiaduktem) przeżyliśmy podwodną wymianę ubitej szczotki w moim junaku. Było grubo, myślałem że podmuchy TIR-ów, przejeżdżających obok "na żyletkę" przewrócą nasze motocykle. Armagedonu, który zdarzył się na wylocie ze Sztokholmu pewnie do końca mojego żywota już nic nie przebije. Nawet nie próbuję tego opisywać.
Mała zatoczka niedaleko Hudiksvall - nasz dzisiejszy nocleg. Pada od kliku godzin, jeszcze kilkanaście popada. Jak wcześniej pisałem - deszcze nie miały wpływu na nasze postępy w trasie.
Kolejna, tym razem monochromatyczna odsłona Bałtyku:
Meta następnego etapu - Norrköping. Własnie rozbiliśmy obóz. Niedawno przestało lać, korzystamy więc z okazji i staramy się podsuszyć bambetle.
Następnego dnia dojechaliśmy do Karlskrony. Mają tu jakiś skrót do Polski ale nie zamierzaliśmy z niego korzystać.
Na chwilę tylko podjechaliśmy do tutejszej "szwedzkiej Castoramy"...
...żeby uzupełnić zapasy oleum. Duża, wspólna butla była w Szwecji jedyną sensowną opcją.
Ostatni nocleg wypadł nam niecałe 40km przed Ystad. Oczywiście nad samym morzem.
Krajobraz powoli zaczyna normalnieć.
Szwedzki etap praktycznie za nami. Do domu coraz bliżej.
Motocykl: AWO Sport
Posty: 10 Skąd: okolice Nadarzyna
Wysłany: Nie 05 Lut, 2017
mcfrag napisał/a:
Był to jedyny obiekt wojskowy, jaki widzieliśmy podczas całego pobytu w Szwecji. Poza tym żadnych militariów, ruin, umocnień, śladów walki i męczeństwa. Jak ja im zazdroszczę!
No bo oni wchodzili do innych i mają lepszy teren do obrony a u nas jak nie ze wschodu do z zachodu lub północy a i bracia Czesi też nam dali się we znaki
Stwierdzam, że forumowi podróżnicy po raz kolejny dokonują rzeczy niemożliwych (tak bym te plany określił gdybym nie zobaczył efektów). Znowu potwierdzają też, że dobrze zrobiony oryginalny Iż jest w dalekiej trasie niezawodny (z innych także Puch, czy Junak). Nie można nie wspomnieć o niesamowitej wytrzymałości jeźdźców (czytając ma się wrażenie jakby to była bułka z masłem, ale zmęczone, spalone słońcem twarze mówią, że wcale tak łatwo nie było). No i ten optymizm i wiara w sukces (ja bym pewnie czuł niepokój co będzie jak motocykl padnie setki kilometrów od domu). Dla mnie szok i opad szczęki.
Weteranem można? Można!
Kiedy Iżewsk?
P.S.: Myślę, że jakbym miał się wybrać gdzieś naprawdę daleko to Iż byłby naprawdę dobrą opcją (oczywiście dopiero po kompleksowym remoncie, a nie po prowizorkach jak teraz) - głównie ze względu na mniejszą wartość a tym samym strach i stratę w razie czego. Dostępność nie zużytych części (np. Planeta) pozwala dobrze przygotować motocykl i zabrać mały zestaw naprawczy (zwłaszcza jak się nie jedzie samotnie to można rozłożyć zasoby). Jak się potwierdza na wschodzie można też liczyć na jakieś części i wsparcie w razie awarii (patrz przygoda w Estonii). Prostota konstrukcji też jest zaletą w razie problemów (gorzej z sowieckimi bokserami), tym bardziej jeśli ma się za sobą lata napraw i serwisowania danego modelu. Nie do przecenienia jest też liczne grono forumowiczów w różnych częściach kraju (i nie tylko), więc jak ktoś szczególnie nie wojował na forum to raczej nie zostanie bez pomocy.
Jak z cenami żarcia i napitków na półwyspie skandynawskim? Dużo drożej?
Generalnie jest drożej. Bochenek szwedzkiego supermarketowego chleba kosztuje w przeliczeniu ok. 18-20zł, inne artykuły spożywcze również są droższe (50-100% więcej iż w PL). Napoje też ale nie było to problemem - całą trasę zrobiliśmy bez dopingu. Nie, nie jestem abstynentem - podejście zero-jedynkowe w tym przypadku było najsensowniejsze.
Spiker napisał/a:
Kiedy Iżewsk?
Nie rozważam tego kierunku ale będę szczerze kibicował każdemu, kto ma taki zamiar.
Spiker napisał/a:
Myślę, że jakbym miał się wybrać gdzieś naprawdę daleko to Iż byłby naprawdę dobrą opcją (oczywiście dopiero po kompleksowym remoncie, a nie po prowizorkach jak teraz) - głównie ze względu na mniejszą wartość a tym samym strach i stratę w razie czego.
Wartość mierzy się nie tylko pieniędzmi. Pomimo, że to "tylko" Iż, nie wyobrażam sobie tego, że porzucam go gdzieś daleko i wracam "na tarczy". Decydując się na taką formę turystyki biorę na klatę pełną odpowiedzialność za wspólny powrót do domu, nawet, jeżeli trzeba będzie zostawić motocykl na jakiś czas czy zorganizować kosztowną ekspedycję ratunkową.
Spiker napisał/a:
Prostota konstrukcji też jest zaletą w razie problemów, tym bardziej jeśli ma się za sobą lata napraw i serwisowania danego modelu.
Pełna zgoda, choć sprecyzowałbym: genialna prostota i przemyślana, doskonała niemiecka konstrukcja, której nie zaszkodziło sowieckie wykonanie i wprowadzone modyfikacje. Nie przychodzi mi do głowy żaden inny motocykl 60+ (mam na myśli rówieśników modelu 49 i starsze sprzęty), na którym odważyłbym się na takie dalekie, beztroskie wycieczki, choć oczywiście dobrze wiem, że i starszymi się da.
Tu dopowiem, że istotnym dla mnie aspektem podróżowania jest to, że przemieszczam się pojazdem, który stanem nie odbiega od tego, w jakim opuścił fabrykę. Mam na myśli brak ingerencji w techniczną materię motocykla, brak "patentów", zero poprawiania konstruktora a także zero ułatwień eliminujących mankamenty i niedoróbki konstrukcyjne, na które skazani byli kierowcy sprzed 60 lat. Dla mnie to ważny element sprawy, choć w żaden sposób nie przeszkadza mi mniej radykalne podejście innych. Każdy bawi się tak, jak lubi.
OK, do roboty. Czas na opowieść - trzeba w końcu dojechać do Świnoujścia.
Za nami noc na campingu Rigeleje, zdecydowanie najgorsza noc wyprawy. Tłok, gwar i gburowaty właściciel, każący przestawić nam namioty już po rozbiciu (bo przyjechał nowy turysta i da się go upchnąć obok) spowodowały, że wstaliśmy bardzo wcześnie i ewakuowaliśmy się w kwadrans lub dwa. Może i dobrze - szybciej zaczniemy zabawę.
Minęliśmy Ystad. Ignorujemy kursujący stąd prom, dopłynąć do Świnoujścia każdy głupi potrafi. A my sobie wjedziemy - klasycznie, na kołach. A co!
Ciśniemy na zachód.
Przez dobre 50km jedziemy pustą szosą tuż przy brzegu morza. Mam wrażenie, jakbyśmy lecieli po plaży.
Ten odcinek zdecydowanie dodaję do ulubionych. Kiedyś tam wrócę, tym razem na jednośladzie bez napędu.
Z Trelleborga też się da popłynąć na południe. Jednak my mieliśmy inny pomysł na resztę dnia.
W Malmö tankujemy pod korek tuż pod statkiem Marsjan...
... po czym kierujemy się na zachód. Ostatnie korony zostawiam na bramce przed łączącym Szwecję z Danią mostem Öresundsbron.
Kilkanaście kilometrów jazdy szosą zawieszoną 60m nad taflą morza robi wrażenie. Przed nami Kopenhaga.
170km spędzone na duńskiej ziemi pokonujemy bez postoju. Z motocykli schodzimy dopiero na terminalu promowym w Gedser, gdy kończy się nam droga. Czekanie wypełniamy sobie pogawędką z sympatycznymi rodakami, wracającymi ze służbowego camperowania w Norwegii.
Po godzinie podstawili autobus.
Parkujemy na wyznaczonych miejscach...
...a 50km rejsu spędzamy na górnym pokładzie, obserwując morze.
A na morzu dziś ruch jak na Marszałkowskiej.
Dopływamy przed 17.00. Nie jest dobrze, Rostock wita nas ołowianymi chmurami. Na ten widok żadnemu z nas nawet nie drgnęła powieka.
A może zamiast tarabanić się naszymi taczkami lepiej było wykupić sobie rejs takim "kopularium"? Czy tak wygląda przyszłość turystyki?
Rzut oka na mapę i już wiemy, że do Świnoujścia mamy niecałe 200km. Pierwotnie planowaliśmy zabarłożyć gdzieś w Niemczech ale wątpliwa pogoda ułatwiła nam decyzję. Wracamy do Polski!
Nie mam zdjęć bo pora była późna a nie uśmiechało się nam walczyć z deszczem po nocy. Zwarliśmy szyk i na jednym niemieckim tankowaniu, prawie na sucho i prawie nie łamiąc przepisów, dokulaliśmy się do naszej mety. Sprawdzam metadane fotki - jest czwartek, 14 lipca, godzina 21.14.
Pałaszujemy kolację na mieście i już po zmroku rozbijamy się na świnoujskim campingu. Po godzinie zaczyna lać. Tubylcy twierdzą, że to pierwszy deszcz od dwóch tygodni. Czyżbyśmy przejechali całą trasę z indywidualną, podążającą za nami chmurą?
Równo lało przez całą noc. Wyspałem się jak nigdy.
Rano zwijamy się na mokro i przeprawiamy się na Wolin miejskim promem Bielik. Do domu rzut beretem, nieco tylko ponad 400km.
Przed Szczecinem przestało padać. Cóż, wszystko, co dobre kiedyś się musi skończyć. Ostatni wspólny postój na poboczu, ostatnia wspólna fota z wycieczki, krótkie: "Dzięki, dobrze było! Do zobaczenia za tydzień" (na pikniku AWO) i rozjeżdżamy się w swoich kierunkach.
Do domu dojeżdżam po 15.00. To już jest koniec, tegoroczna wyprawa to już historia. Naprawdę dobrze było!
Tak wyglądała nasza trasa. Licznik mówi, że machnęliśmy deczko ponad 6000km.
I to już koniec mojej opowieści. Umordowała mnie ona zdecydowanie bardziej, niż sama wyprawa.
Ciekawe kto pierwszy zrobi Iżem oblot Wielkiej Brytanii?
Z tego co pamięć mnie nie myli to mamy tam kolegę ale pojechać z Polski na kołach i przestawić się na lewostronne ruch, no to już byłoby ciekawe wyzwanie
Super się czyta takie wyprawy i samemu by chciało się w takich brać udział ale jedno co np. mnie ogranicza to tylko finanse
Muszę znaleść lepiej płatną pracę.
Pomimo, że to "tylko" Iż, nie wyobrażam sobie tego, że porzucam go gdzieś daleko i wracam "na tarczy". Decydując się na taką formę turystyki biorę na klatę pełną odpowiedzialność za wspólny powrót do domu, nawet, jeżeli trzeba będzie zostawić motocykl na jakiś czas czy zorganizować kosztowną ekspedycję ratunkową.
Gdzieś już słyszałem o takim przypadku.
Ozzy napisał/a:
Iżem oblot Wielkiej Brytanii?
Ja mam blisko ale z czasem - to już gorzej. Ale podsumowując - żal mi dupę ściska, że z Wami się tam nie wymarzłem. Dlatego w akcie rozpaczy wybrałem się w podróż (prawie) dookoła Polski, podczas której mogłem spotkać z Wami na AWO pikniku. Chociaż tyle.
Widzę piękny kawał drogi, 6000 km w 12 dni, dobrze policzyłem? Widzę że nastawieni byliście typowo na jazdę, jazdę... pobiliście rekord motogodzin chyba? No ale nie ma się co dziwować, trening w drodze do kolonii brytyjskiej w ubiegłym roku zrobił swoje
Szkoda że Naczelny Meteorolog przewidział dla Was tak dużą wilgotność Spóźniliście się jeden miesiąc, najsuchszy był czerwiec chyba nawet statystycznie tak wypada.
Z Iżem i jego niezawodnością to prawda. Prosta i czytelna konstrukcja, niewiele elementów układanki które mogą go zatrzymać, to jego wielkie zalety.
mcfrag napisał/a:
I to już koniec mojej opowieści. Umordowała mnie ona zdecydowanie bardziej, niż sama wyprawa.
Ja dziękuję że podjąłeś ten wysiłek i podzieliłeś się z nami
Na forum DKW jest kolega Remik, ktory na DKW NZ 250 z 1938 roku pojechal z Gniezna do Barcelony do kolegi w odwiedziny, po czym wrócil też na kołach do Gniezna, tak więc starszymi dwusuwami też można Europę zawojować.
Także herman ma DKW RT 350 z 1956 roku, którym dzielnie podrożeje po kraju ale czy wyjeżdżał gdzieś po za granice to nie wiem, na forum jeszcze się nie pochwalił.
Widzę że nastawieni byliście typowo na jazdę, jazdę... Szkoda że Naczelny Meteorolog przewidział dla Was tak dużą wilgotność
Niestety, jest tak, że pewne miejsca, które chciałoby się zobaczyć leżą tam gdzie leżą i nie da się do nich dotrzeć szybciej. Co do aury, to właśnie pogoda poprowadziła nas wokół Bałtyku.
Regularne opady były także głównym powodem dużych przebiegów dziennych. Kiedy pada, możesz jechać albo czekać na poprawę pogody. Wybraliśmy tę pierwszą opcję, rezygnując z postojów, zwiedzania, zresztą na taki wariant też się specjalnie nie nastawialiśmy. Dla mnie nie był to bynajmniej problem - bardzo lubię jeździć moim iżem i sam fakt, że mogę to robić w niebanalnych okolicznościach przyrody i dobrym towarzystwie jest wystarczającym argumentem do pakowania się w takie sytuacje. Pomimo (a może właśnie wskutek) niesprzyjających warunków świetnie się bawiłem (choć nie do razu to do mnie dotarło) i będę dobrze wspominał te dwa tygodnie poniewierki. Już wspominam.
nickeledon napisał/a:
Kryterium, że nie spotkałeś i nie ma w necie, nie oznacza, że nie istnieje
A tak się starałem, żeby w delikatny i nienachalny sposób przypomnieć, że to ciągle jest forum iżowe! Cały misterny plan w p...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach