Piękny, ciepły, słoneczny dzionek wypadał nam właśnie w sobotę. Główny organizator wypadu (czyt. Fragu) w ostatniej chwili odpadł i zostawił nas nieboraków na pastwę losu.
Godzina 9.00 hrabia z Anią zaczepili o nasz garaż, regers z Martą mieli być przechwyceni po drodze, ale jak to bywa zaspali i było trochę czasu na zapoznanie się z trochę nowszą techniką.
zostało jeszcze czasu na tankowanie
oo i stamtąd nadjechali
Fragu zawsze był naszym kompasem i oczami w trasie, dziś rolę przewodnika przyjął regers.
Dotarliśmy wreszcie do miejsca gdzie trzeba było zdecydować gdzie konkretnie jedziemy. Były dwie opcje: zupa cebulowa lub naleśniki. Żarcie jak żarcie, tylko zupa była gdzieś w Czechach za Broumovem, a naleśniki w schronisku Andrzejówka, gdzie jak mówił hrabia, można było dojechać drogą asfaltową. Wybierał los.
Żółci mieli farta. Jedziemy.
Prądy hrabiego już nie.
Nie pisałem że wygrała ceska zupka???
Prawdziwe Dzienne Wilki jadły knedle
Czesi to ciekawski ludek.
Żeby uprzedzić ewentualne uwagi.
Z pełnymi brzuchami możemy spokojnie wrócić do kraju na naleśniki
Kopalnia odkrywkowa Malachit.
Na całej trasie był to jedyny objaw wiosny.
Dotarliśmy do drugiego celu podróży (tych na "hrabiego")
Nasze skromne facjaty.
Nie zabrakło też ciekawskich Niemców, tych oprowadzał hrabia.
Tak Sas uratował regersowe chromy i optykę.
Jak widać na załączonych zdjęciach radochy było dużo i z jazdy i racji wesołego towarzystwa. Z grubsza nabiło nam ok 270 km, jak na pierwszy raz w siodle tego roku, zakwasy i skurcze zrobiły swoje. Do pikniku pewnie przejdzie
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach